W Nowym Roku rzucę się z mostu

W Nowym Roku rzucę przez biodro

Na Nowy Rok nie postanawiałem nic.  Nie miałem czasu. Rok poprzedni za krótki był? A może w ostatniej chwili, kiedy nadszedł czas decyzji co do postanowień, wtedy, kiedy wyjmowałem ości z karpia świątecznego powinienem postanawiać? Kiedy siorbiąc czerwony barszcz mogłem o postanowieniach przemyśliwać? Nad stołem i zastawą, poza mdłymi smakami świątecznych potraw powinienem może poczuć smak jakiegoś noworocznego postanowienia. Ale wtedy ja oddany  byłem tylko tym prozaicznym konsumpcjom i towarzyskościom. I nie postanawiałem. Jednym słowem, kiedy rok 2015 chylił się do spektakularnego upadku, ja zajęty byłem wszystkim, tylko nie noworocznymi postanowieniami… A później już poszło. Święta święta i na gorzałę! I już poleciało. Przeróżne kace i braki w kielni tudzież nie zgubionym jeszcze, ale zeszłorocznym portfelu zaczęły mi doskwierać. Jak wtedy myśleć o tych kolejnych ponad 300 dniach przyszłych? Wtedy myśli się tylko o tym, żeby spotkać, zakupić. I wlać. Włożyć do garnka, gardła.

Pierwszego było już za późno. Od rana dawali w Trójce Top Wszechczasów. I wtedy niby mogłem postanawiać do woli. Był czas. Względny spokój. Czy noworoczne postanowienia poczynione już  w nowym mają jakąś wartość? Dlaczego nie?! Więc postanawiałem. Do tej pory postanawiam. Nie szczytuje może. Cele jednak stawiam sobie ambitne.

Pierwszego cały dzień słuchałem Topu i co piosenka, to postanowienie. Co numer w radio, to kolejne noworoczne postanowienie, inny cel w życiu.

Ludzie chorują. Nie przestają czasem nawet na święta. Skandal. Ale tak jest. Więc Ona całą poprzednią noc przesiedziała na Tohtermana w nogach łóżka Babeli. Więc Ona teraz w dzień odsypiała. Dzieci wycofały się całkiem i postanowiły zostać on-line. Ona w objęciach Morfeusza, dzieci w wirtualu, ja w realu, ale fabularyzowanym. Czytałem. Bo zalegości. I nie oddana na czas w starym roku książka. Jednym z pierwszych postanowień na rok nowy było to, że oddam jak najszybciej.

Byłem szczęśliwy, bo w tym domu jadła ze świąt jeszcze pozostawało. Mogłem więc rekompensować sobie kulinarnie, bo przecież już pierwszego dnia świąt wybyłem. W wigilie jeno pojadłem. Więc teraz, w ten Nowy Rok jadłem i czytałem. I byłem szcześliwy. Ona spała, dzieci nie widziały nic poza ekranami urządzeń elektronicznych. Jadłem bigos z kapustą z grochem. Leżałem, czytałem, myślałem czasem o leżącej w szpitalu pani Eli. Ona powiedziała mi, że jeśli chodzi o rokowania, to lekarze widzą szanse. Tyle że marne. Znaczy jest ciężko. Pani Ela była prawie po drugiej stronie. Na 73 miejscu na Liście Topu Wszechczasów znalazł się Bob Dylan z knocking on heavens door. Przesłuchałem w skupieniu. Ślinić się nie śliniłem, ale jakieś rejony ekstatyczne osiągałem niejako. Wybrzmiało z podtekstem.

Ona twierdzi, że Pani Ela już prawie była Tam. Dwa lata temu zmarła matka pani Eli, babcia Jej. Pani Ela, odzyskawszy na chwilę przytomność stwierdziła, że Teresa trzymała ją za rękę. Znaczy ręka z zaświatów chwyciła rękę jeszcze szpitalną. I nie puszczała. I to był moment krytyczny. Jednak w uchwyt zelżał. Pani Ela na chwilę obudziła się. Opowiedziała o tym. Ona widzi w tym geście symboliczne wyzwolenie się od śmierci.

Pierwszego dnia świąt Ala zwolniona była z obowiązków odrabiania ćwiczeń z tak zwanych domowniczków. Domowniczki są cztery. W przerwie świątcznej trwającej sporo przecież dłużej niż same święta dzieci mają do odrobienia trzy z nich. Jeden będą robić w szkole. Ala czasem coś odrabia. W same święta ma wolne. Dzień święty święcić!  Ale Ala czasem wyciąga z plecaka przybory szkolne. Przydają jej się do rysowania, które uprawia namiętnie. Właśnie wychodziliśmy z domu. Był pierwszy dzień świąt. Ja leciałem na wczorajsze urodziny Karola. Dziewczyny na cmentarz i do Babeli (jeszcze wtedy pani Ela była u siebie w domu; jeszcze nie w szpitalu). Ala zrobiła przekredkowanie, czyli porządek w piórniku i pojechaliśmy.

U Karola było pół litra, kilka piw, szlugi. Wszystkie świąteczne potrawy, których nie tknąłem. Wszystkie świąteczne klimaty, od których wolałem klimat wódczany. Potem było już ostrzej. Pamiętam jeszcze wyznanie miłosne skierowane do Lemmiego z Motorhead (pani domu). Potem już nic. No, nie pamiętam  przyjcia Gela, ale pamiętam jak weszliśmy później do Naszej Szkapy. Bo tam spotkałem Konrada i Michała. A nie widzieliśmy się dość długo. Więc zapamiętałem. Jak sobie siedzimy. Potem znów nic nie pamiętam.

Na drugi dzień zmarł był Lemmy. Pani Ela wraca do zdrowia. Wyszła ze szpitala i dochodzi do siebie na Górniczej.

Grają szczypiorniści. Budzą się upiory.

0Shares