Kupię wszystkie samochody

Kupię wszystkie samochody

Przechodzę przez Rapackiego w drodze z przedszkola (nie ja uczęszczam) na chatę (pomieszkuję). Rabatka przed pierwszą klatką bloku wybiła tulipanami. Kolorowo. Patrzę na nie i co? A co… Myślę o jesieni i zimie. Radość z powodu nadchodzącego lata wydaje mi się naiwnością grzeszną. Przecież zaraz po lecie przyjdzie Ta jesień a potem Ta zima. Wszystko to zwiędnie, wyschnie, zgnije i ogólnie chlapa. Później zmarzlina. Może nie wieczna, ale jednak. I jak tu się cieszyć z lata? Kilka upalnych dni, pot, kłopoty ze snem spowodowane tropikiem, zbędność kołder i okryć wierzchnich. Owszem,  ma to swoje plusy. Jednak te plusy nie przesłaniają mi minusów. Minusem jest przemijanie. Efemeryczność. Jest to taki minus, który jest zarazem wielkim plusem. Bo ja nie ciesząc się z nadchodzącego lata, bo minie, cieszę się, że minie i nastanie jesień. Bo i jesień może być zajebista. Kurwa, zaiste szczęśliwy ze mnie człowiek.

Gdybym nie był głęboko nieszczęśliwy, może byłbym nawet trochę szczęśliwy? Mocno nieszczęśliwy jestem z kilku powodów. Większość z nich powinna mnie uszczęśliwiać. Ale nie jestem już naiwny. Wszystko co zwiastuje szczęście, niesie w sobie zalążek nieszczęścia większego.  

Na przykład to, że jakoś sobie radzę… Są inni, którzy radzą sobie gorzej. Ale ilu jest takich, co radzi sobie lepiej!? Jak nie w czarnej dupie, jestem gdzieś w drugiej połowie stawki. Czy to jest powód do zmartwień? Kto nie był w trzeciej, albo czwartej połowie stawki, kto nie był nigdy w ogonie, albo w ogóle poza peletonem, kto nie zszedł z trasy wyścigu nigdy, kto nie zrezygnował, kto nie przestał się starać, kto nie stracił całkiem nadziei ten nie wie, że tu gdzie jestem, nie jest jeszcze tak źle. Czy jest dobrze? Czy jest się z czego cieszyć? Może i nie. Ale to, że nie ma z czego się cieszyć, śmieszne jest, a przez to wydaje się dobrym powodem do radości!  

Dodatkowo, powodem do radości graniczącej ze szczęściem mogłoby być kilka tych urojonych wartości, jakie wypełniają mój żywot. Jest kilka tych mocno dyskusyjnych zalet, jakie posiadam, albo nie posiadam, i one mogłyby wpływać na poprawę mego samopoczucia. Trzeba dodać: i tak dobrego samopoczucia! Dobre samopoczucie moje wynika z niewystępowania u mnie ostatnio jakichś skrajnie złych samopoczuć.

Wartości te jednak szlachetne i wątpliwe moje zalety nie występują przecież odizolowane. Są wady i antywartości, które celebruje. Moje wady, przywary i cechy brzydkie, są w dodatku – w przeciwieństwie do zalet – rzeczywiste. Jaki jestem na prawdę wiem tylko ja. I to nie do końca. I z nikim się tą wiedzą nie podzielę, nikomu aż tak drastyczna wiedza nie jest potrzebna.  

Pięknie nie umiem śpiewać. W ogóle nie potrafię śpiewać; czasem śpiewam. Nie lubię „sprzedawać” żartów, za to staram się jak najwięcej żartować. Niestety wielość tych radosnych interpelacji nie przekłada się na jakość.

Ludzie potrafią wybaczać. Samo to, że staram się być „lekki” i „przyjemny” wystarcza. Przy całej swej egzystencjalnej ociężałości, potrzeba lekkości bytu daje całkiem zgrabny kontrast. Ludzie lubią paradoksy. Nie dając sobie często z tego sprawy, ulegają urokowi pozorów.  

Ostatnio zaczęło mi się wydawać, że w ogóle wystarczy się starać, żeby coś osiągnąć. Czy ma to być osiągnięcie rzeczywiste, czy jeno urojone, wystarczy dążyć do celu i już jakiś efekt będzie. Nigdy się nie starałem i w niestaraniu się doszedłem do niejakiej perfekcji. Droga była czasem wyboista i kręta, ale zawiodła mnie do tego „nigdzie”, które okazało się miejscem ciekawym a obiecującym.  

0Shares