Dwa piwa na trzech

Dwa piwa na trzech

Nie zareagowałem w autobusie kiedy dziecko zostawiło worek – nie chciało mi się… Za to, kiedy koło Słonecznej był wchodził po stopniach siódemki starszy pan o kulach, zszedłem schodek, wziąłem go pod ramię, pomogłem. Podziękował i zaraz zagadał: sport! Sport proszę pana! Trzydzieści lat biegałem i jeździłem na rowerze, nagrody zdobywałem, zawody wygrywałem, dobry byłem, teraz biodra wysiadły, operować nawet nie chcą, mam osiemdziesiąt lat, za stary, mówią, na operacje, boją się, co zostało? Laska i nic więcej…

Wiem oczywiście, że facet ma oko. Od wieloletniego uprawiania wyczynowego sportu może i siadły mu biodra, jednak wzrok się wyostrzył! Od razu spostrzegł we mnie sportowca… Wiedział do kogo mówi. Do grającego z najlepszymi (Bilke czy Majkowski) w mieście na boisku siódemki w gałę! Do wystawiającego jakubowi Sokołowskiemu i Robertowi Pryglowi piłkę nad siatę w Czarnych Radom! Do tego się zwrócił w tematy sportowe, który zarzuciwszy dyscypliny na czas nauki rysowania i malowania, potem pisania, w wirze pijaństwa się zatracił, by po latach, nawrócony, odzyskany dla żywych i życia, dla świata, sam z własnej woli biegać zaczął i nie bez wysiłku pokonywał pięcio – i dziesięciokilometrowe trasy W Anglii, Warszawie, Radomiu… Do tego się zwrócił narzekając na stare lata wyczynowego sportowca, który w wieku lat czterdziestu zaczął uprawiać sztuki walki i z przerwami, z przerwami trwającymi czasem dłużej niż okresy aktywności, trenuje do tej pory…

Zaraz wychodził więc zdrowia życzyłem. Zastanowiło mnie, że ostatnio w autobusach coś do mnie zagadują. A to jeden pan przysiadł się znajdującą się z tyłu pojazdu sofę i gadał o wszystkim, o czymkolwiek, po prostu, dla gadania, nawet więcej pytał, niż gadał, co mnie dziwiło i cieszyło i martwiło zarazem, bo korespondowałem esemesowo z dziewczyną jak ten małolat, tekst – odpowiedź, tekst – odpowiedź, tekst – odpowiedź. Nie miałem więc czasu na gadanie o niczym. Wstydziłem się dodatkowo, że tak na telefonie jak gimnazjalista czas cały.. ech… A to jakaś pani w temacie pogody. A to dziewczyna, że tłoczno i niektórzy pachną mniej…

Starsi ludzie. Włazimy rano na postawione do połowy wysokości bloku rusztowanie w Zwoleniu. Przechodzą ludzie, patrzą. Niektórzy pytają. Co to? Dlaczego? Na jak długo? Kto? Jedna pani zapytuje, czy dojedziemy dziś do trzeciego piętra… Czy dojedziemy… Oczywiście, że dojedziemy! Skończymy dziś! Cały blok! Takie plany, zawsze takie plany. Z realizacją różnie… A dlaczego szanowna pani pyta? Bo widzi pan, płytki mam świeżo położone na balkonie i jeśli panowie z łaski swojej uszanują, nie potłuką, nie poobijają, to ja piwo, dwa zrobię. A nas trzech… Ale ja nie pijący (skąd ona wiedziała?!)

Przecież za kilka piw to my tej pani nie tylko kafelków byśmy nie stłukli, ale jeszcze, gdyby zaszła potrzeba, położyli byśmy rządek, ściankę działową cyknęli, sufit podwieszany zawiesili, schodek zbudowali, prąd na lewo przyprowadzili, wnuczka nauczyli chemii a też angielskiego, w drzwiach zięcia pijaka ścisnęli… Płytek nie potłukliśmy, dwa piwa czekały na balkonie. Pani wychodząc z domu raz jeszcze bardzo przepraszała, że nie zrobi gorącej kawy czy herbaty, ale zalatana jest, mąż w szpitalu, noga amputowana. Chciałem zapytać czy w biodrze i czy od sportu, ale nie zdążyłem

Telefony za stanów raz częściej, raz rzadziej… Różnie. Zasłyszana opowieść kolegi, o tym, jak jeszcze nam daleko… Zadzwonił na stacjonarny Jacek z Ameryki (graliśmy nie raz w kosza sto lat temu, potem on wyjechał do Stanów) i rozmawiał z Rafałem i Suchym dwie godziny. Prawda, było to parę lat temu… Chłopaki, choć weseli, bo rozmowę sobie uprzyjemniali konsumpcją, zastanowili się w końcu na głos, jak kolega podoła z opłatami za rachunki, za takie rozmowy, transoceaniczne, wielogodzinne. Jacek uspokoił ich wyjaśniając, że rano, planując telefon do Polski, zadzwonił do swojego operatora i zapytał o możliwość jakieś promocji, specjalnej oferty, zniżki na ten wieczór. Przedstawiciel firmy telekomunikacyjnej grzecznie poinformował, że skoro człowiek mający u nich abonament planuje ważną rozmowę międzypaństwową i zwraca się do nich zapytaniem, czy mu jakoś pomogą, to on na ten wieczór w ogóle zwolni z opłat Jacka – niech poczuje, że dobrze wybrał operatora!

Rafał i Suchy poszli na drugi dzień do naszej polskiej telekomunikacji, znajdującej się wtedy na Placu Konstytucji w Radomiu, i poinformowali, że będą wieczorem dzwonić za granicę. Zapytali, na co mogą liczyć, żeby nie zbankrutować?

Reakcje pracowników były różne, w większości skrajne, z jednym wspólnym mianownikiem: nie wiedzieli czy goście sobie robią jaj złośliwie, czy trzeba ich szybko zawieść do Krychnowic, bo zwariowali…

7Shares