Nie w Londynie, nie wenecki, ale swojski mazowiecki

Blog

Nie w Londynie, nie wenecki, ale swojski mazowiecki

Tak się złożyło? Dobrze, że się złożyło? Że to dobry znak? Że symptomatyczne? Nie wiem. Tak się złożyło. Tak wyszło. Dobrze wyszło. Choć jeszcze zbyt wiele dobrego z tego nie ma, to znak dobry to jest! A przecież żadnej ręki ostatnio do tego nie dołożyłem, żadnych starań. Samo się zrobiło złożyło? Samo. Być może ktoś zadecydował? Niewykluczone, że jakiś czynnik ludzki był. Ale dlaczego teraz? Właśnie teraz….

Przyznaję się do ignorancji w temacie: nie wiem ile trwa zwyczajowo karnawał. Podejrzewam, że zaczyna się jakoś po świętach Bożego Narodzenia i trwa do wiosny. Kończy się jakiś miesiąc przed świętami Wielkiej Nocy? Na to by wychodziło, bo przecież w Wielką Sobotę rano wypada poświęcić kiełbę i jaja z samego rana, żeby zjeść bez grzechu a ze smakiem. Jeśli moje przypuszczenia są trafione, to osobisty karnawał pokrył się u mnie mniej więcej z tym kalendarzowym. Pomijając drobne incydenty, zacząłem się „bawić” pierwszego dnia świąt w grudniu, skończyłem jakoś koło środy popielcowej w marcu. Długo?

Dość długo, choć nie mi to oceniać. Taka tradycja. Jeśli zgaduje dobrze w kwestii karnawałowej zabawy, sprawdziłem się jako strażnik obyczajów. Jak karnawał – wypada się bawić! Kiedy przychodzi post? Wtedy czas na zaprzestanie tańców swawoli i jakieś umęczenie, jakieś wyrzeczenie, jakąś wstrzemięźliwość, znaczy trzeźwość. Tak było teraz w moim przypadku: karnawał przetańczyłem, jak przyszło do postu – przestałem, zamarłem, położyłem się, złamałem, przestałem jeść i pić, zrobiłem rachunek sumienia, pożałowałem za grzechy, odstawiłem używki, postanowiłem poprawę.

Nazwa „karnawał” ma chyba coś wspólnego z wywodzącego się z łaciny pożegnania mięsa, że oto czas będzie zaraz przestać wpierdalać wszelkie mięsiwo, a przejść na ziarna i kiełki. Ja poszedłem dalej. Zamiast w karnawale najeść się przed postem wielkim do syta i po woli, jeszcze jedząc żegnać się z wieprzowiną i oddrobiowym,  jeszcze zimą, jeszcze podczas chocholego tańca, jeszcze w zapusty, jeszcze kiedy mogło być tłusto, ja już na dietę pitną przeszedłem, już nie z nadmiaru, ale w ogóle ze spożywania pokarmów zrezygnowałem, już zacząłem się kulinarnie umartwiać, okowity używałem, napitki stosowałem, by żołądek oszukać, by czynności życiowe utrzymać, by przetrwać do postu, kiedy to na poważnie powinienem zacząć się ograniczać, a tylko z oberkiem skończyłem, a przekornie we wtorek przed Środą Popielcową jeść zacząłem, czyli jednak na bakier z tradycją, jednak niepospolicie…

Czy w karnawale kupowałem prasę? Różne rzeczy kupowałem, ale prasy raczej nie. Z początkiem karnawału jeszcze kupowałem, różne rzeczy kupowałem, ale prasy raczej nie, jeśli zdarzyło mi się kupić prasę w karnawale, to tylko z  przyzwyczajenia, z rozpędu, jednak raczej nie czytałem, wiem, mgliście sobie przypominam, że jakieś przerwy w tańcu szaleńczym były, jednak nie były to przerwy na czytania na pewno, nie były to przerwy nawet na refleksje, jakieś, jako się rzekło nie raz – głupie przerwy to były, tylko dla samej przerwy, albo wymuszone, albo przypadkiem, przez zaniedbanie, przerwy nic nie znaczące – karnawał raczej cały bez przerw przetańczyłem, a jak były przerwy to tylko żeby sił do tańca nabrać…

Złożyło się, że zaraz w pierwszych dniach postu, kiedy jeszcze nie tyle nie przestałem, co nie zacząłem dobrze jeść, bywałem w okolicach ulicy Osiedlowej. Tam bliscy, tam poczta, tam apteka, sklepy – tam ja wtedy. I raz, mając chwile, rozejrzałem się stojąc na małym placu. Zauważyłem napis „biblioteka”. Pomyślałem, że na pewno filia naszej miejskiej. Tam mam bana na wypożyczanie, do Irlandii wywiozłem trzynaście lat temu „Się” Stachury i coś Faulknera i już nie przywiozłem. Okoliczności pobytu i powrotu nie sprzyjały skrupulatności. Ale na Osiedlowej postanowiłem spróbować. Skończył się karnawał, zaczęło coś nowego, tknęło mnie, żeby spróbować. Jakież było moje zdumienie, kiedy pan zza lady oznajmił, że owszem, mogę wypożyczać, do woli, zaraz dostanę kartę, zasady, do tego pierwszą książkę. Skończył się karnawał tego roku, skończyła się wieloletnia kara za nie oddanie książek do biblioteki.

Jeszcze dobrze nie czytam. Tygodniki swego czasu aktualne kończę czytać jakieś siedem dni po tym, jak wyszedł już nowy numer. O dziennikach nie wspominam – zdążyłbym z trudem przeliterować tytuły może. Powinienem rozejrzeć się, zainteresować miesięcznikami, kwartalnikami…Książkę mam wiec od dwóch miesięcy i też jeszcze nie zacząłem czytać. Płacę tylko kary za nieterminowe oddawanie, w moim przypadku przedłużanie. Za karnawał też płacę kary, nie finansowe bynajmniej.

19Shares