Polak był, Polaka, nie ma?. Podczas pierwszego dnia treningu wszedł lekko spóźniony i został rozpoznany jako Piter. Brakowało tylko jednego kursanta, czekaliśmy na niego, baba stwierdziła po wejściu gościa: ty musisz być Piter. Tak. Tak, wyglądasz całkiem jak Piter. Piter potwierdził, że jest Piter w takie słowy i z takim akcentem że pomyślałem, że jest albo Słowakiem, albo Litwinem, albo Białorusinem albo lepiej jeszcze – Ukraińcem. Wyglądał jak taki. Kiedy ja się przedstawiałem jakiś czas później, opowiadając o swoich doświadczeniach i tym, co mnie tu przyniosło, powstały małe kontrowersje co do mojego imienia. Woytek, Woitekk, Woojteek? Peter otrząsnął się w tym momencie z letargu, w którym trwał do tej pory i który jak się okaże będzie mu towarzyszył do końca i głośno gdzieś w środek sali w powietrze jak zaklęcie powiedział dwa razy: Wojtek, Wojtek. Jakby chciał podkreślić oczywistość tej frazy i rozwiać wszelkie wątpliwości.
Piter opowiada, że pierwszego dnia kiedy przyjechał (ja w niedzielę, on w poniedziałek) zadzwoniła do niego dziewczyna z Polski i poinformowała go, że oto jest w ciąży. I ona i on twierdzą zgodnie, że dziecko jest jego. Tu wszystko jest jasne. W ogóle nie jest jasne, co robić. Co robić? ? pyta Piter sam siebie i mnie na papierosie i czy na lunchu. Wracać, czy zostać? Co robić? Piter nie wie i Piter nie wraca. Piter mieszka w Poole w miejscu, które wybrała za niego firma i bardzo mu się tam niepodobna,. Dużo ludzi i syf. Tak to Piter mi opisuje. Ja mówię: zmień. On mówi: chyba zmienię. Piter trzy już razy proponował piwo, zapraszał nawet, grzecznie ale stanowczo odmawiałem zgodnie z postanowieniem moim. Postanowienie: ?nie poić konia?.
Podczas tygodnia treningów Piter jara jak smok na przerwach, a ja, unikając jak śmierci samotności, szukam towarzystwa. Uciekam przed tubylcami zwłaszcza młodymi ? tak się swobodnie lekko porozumiewają między sobą, że moja indolencja językowa nijak tam nie pasuje. Idę więc za Peterem i spacerujemy, on pali, ja słucham, zagaduje. Codziennie w porze lunchowej idziemy do KFC i tam spożywamy posiłek, gadając. Gadamy więcej i poznajemy się. Piter jest z Warszawy z Pragi, tam ma dziewczynę, która do całkiem niedawna nie była w ciąży i tam nagraną pracę w DHL za dwa tysiące złotych ale nie wie, czy się zdecydować. Pitetr dużo pali a wieczorami popija piwko z kolesiami z miejsca zamieszkania, pije z innymi mieszkańcami nie lubianego domu i te seanse towarzysko alkoholowe czynią w jego oczach sytuacje jako tako akceptowalną.
Po zakończeniu zajęć, żeby nie stać na zimnie i na deszczu, czekając na autobus M6 który się spóźnia idziemy na małe zakupy do pobliskiego Tesco. Ja kupuje coś do żarcia, Piter piwa w puszce. Ja wędlinę ser żółty sałatkę, Piter cztery Stelle, sześć Fostersów. Potem ja wracam do chaty w wsadzam to do lodówki, Piter wypija swoje piwa z nowymi znajomymi. Z pogawędek na papierosie dowiedziałem się, że Piter by już tu raz i teraz wrócił. Pracował i żył tu w okolicy całkiem niedawno. Zaciągając się kolejną szlugą Piter w oszczędnych ale z łatwością wypowiadanych słowach opowiada to o dziewczynie, to o pracy, to o swoich planach. Ślą mu właśnie skuter. Piter będzie jeździł na skuterze. Nie rower, nie samochód ? skuter. Piter jest mniej więcej w moim wieku, siwiejący i lekko przygarbiony nosi się skromnie i bez smaku wyrazu, jakieś adidasy, jakieś całkiem nowe tanie jeansy, jakaś kapota niebieska. Ma duży pochylony nie orli, bardziej tapirzy nos. Krótkie włosy bez fryzury i wąskie usta. Śmieje się za to obszernie roztworzonym otworem gębowym ukazując nie zepsute całkiem zęby.
W piątek Piter nie zaczekał na mnie w przerwie lunchowej. Widziałem wychodząc z budynku jak oddala się ulicą w dół, literalnie -biegnie w stronę centrum handlowego. Na wyżerkę poszedłem więc sam. Spotkałem Pitera w KFC przy tym samym stoliku, przy który zwykliśmy jadać. Zamówiłem Singera i frytki, przysiadłem się i zapytałem dlaczego nie poczekał. Czy miał jakiś specjalny szczególny powód? Miał. Odpowiedział, że tak miał, bo biega, znaczy będzie biegać, znaczy w ogóle bieg jest dobry, więc nie szedł tu dziś, tylko biegł. ? bo ja biegam!? ? będę biegał? ?jak mam gdzieś iść, biegnę? ? w warszawie biegałem? ?biegał będę tu? ?trzeba dbać o kondycje, szczególnie tu, w Anglii?. ?zdrowy tryb życia?. Wyszliśmy, Piter nie pobiegł, tylko szedł, palił i opowiadał, jak to wczoraj wypił niecałą butelkę whisky z anglikiem, który okazał się nawet całkiem spoko.
Piter chciał numer ode mnie. Dałem, ale jakoś miałem wyłączony telefon węc nie dał on tradycyjnego szczura, żeby sprawdzić, czy ok., i dać mi możliwość zapisania jego numeru. Skończyły się szkolenia nie ma więc Pitera.
Więc, co o tym myślisz?