W parku słońce suszy mniej
Sam nie wiem dokładnie jak, nie pamiętam szczegółów, ale dobrze wszedłem w dzień. I dzień mi się objawił ze wszystkimi możliwymi i niemożliwymi urokami. Jedynym mankamentem było to, że ławki w parku były mokre. Nie muszę być Szerlokiemu, żeby zgadywać, że w nocy padało. Bo to było jeszcze przedpołudnie, jeśli nie ranek. I to był jeden z tych plusów, które przesłoniły mi minusy. Minusów jak zwykle nie widziałem. Nawet te mokre ławki nie stanowiły większego problemu. Chciałem usiąść, wyjąłem z torby teczkę z papierami i położyłem pod dupą.
Bylem tak poumawiany, że nawet jak były jakieś luki w tym dniu przede mną, jakieś niewiadome, to to, co umówione, wiedziałem, załatwi całą resztę. Żadnych wątpliwości.
Siedziałem tą dupą na tej teczce na tej ławce, która na ziemi, na tej ziemi i czekałem. Bo czekanie może być dobre. Mądrzy ludzie prawią, że nie ma co czekać. Nie ma na co czekać. A ja czekałem i to radośnie. A jak coś robię radośnie to ta uciecha nadaje temu sens. Tak już mam. Jak czekam niecierpliwie, z niepokojem, niepewnie, pełen na przykład obaw, to wtedy tak, owszem, mam wątpliwości, czy powinienem czekać. Ale czekać radośnie? Jak na to, co miał przynieść ten dzień? Tak, tak lubię…
A że w torbie miałem nie tylko teczkę, czekanie radosne jeszcze bardziej sobie uprzyjemniałem.
Nie, nie miałem lornetki. Nie mogłem, choć bym chciał, obserwować ludzkich twarzy na oddalonym o jakieś trzysta metrów przystanku autobusowym pod Galerią Słoneczną. Nie mogłem wypatrywać w gęstym już listowiu naszych rodzimych, czy dopiero co przybyłych z innych krajów ptaków. A chciałbym. Ptak też gad, a człowiek. Coś tam widziałem, coś tam rejestrowałem, moje radosne czekanie było jednak wesołym trwaniem. Do czasu.
Przypomniałem sobie, że w torbie, poza tym, co już wyjąłem, mam jeszcze inne rzeczy, w tym notes. A tam pewnie zapisane jakieś plany, jakieś pierdoły, które mógłbym, choć muszę, zrobić tego dnia. Raz zrodzona myśl o czymś pożytecznym, czego można dokonać, nie daje mi spokoju dopóki choć nie spróbuje. Więc wyjąłem notes, przejrzałem…
I jest. Jak już jestem tu i czekam to równie dobrze mogę niezobowiązująco iść i załatwić to, zapytać o tamto. Wstałem więc zaraz i poszedłem kilka ulic dalej, ciągle radośnie, i załatwiłem to, zapytałem o tamto. Wracając przypomniałem sobie o teczce. W torbie jej nie było. Została na ławce. Minęło z pół godziny. Będzie? Nie będzie? Wróciłem do parku. Na ławkę, która na ziemi, na tej ziemi. I była. Tak ławka jak i na niej teczka. Nietkniętą jakby. Trochę się zakłopotałem, zawstydziłem, że nikogo przez 30 minut nie zainteresowała moja teczka z moimi jakże ważnymi papierami.
Jako że wszyscy inni, z którymi ten mój dobrze rozpoczęty dzień miał być związany coś robili jeszcze, spali, pracowali, bawili dzieci – ja dalej miałem radośnie czekać. A że listowie już gęste? Mimo mocno grzejącego słoneczka ławka w parku była ciągle mokra.
Więc znów pod dupę położyłem teczkę i trwałem. Kiedy się dopełniło i nadszedł czas, wstałem i poszedłem do tych ludzi, w ten dzień. A dzień przerodził się w dni. I noce. W doby, które popłynęły.
Któregoś dnia otrzymałem niespodziewany telefon od kolegi. Powiedział, że ma moją teczkę. O, skojarzyłem, raz zapomniałem, wróciłem i znalazłem, drugi raz tylko zapomniałem. I aż.
Bo w teczce rzeczywiście to i owo było ważne. Więc ucieszyłem się, że jak gubię, znajduje znajomy. Taki układ mi się podoba.
Wczoraj więc w zachodzącym już słońcu stałem na Traugutta i przez okno na parterze odbierałem papiery. Jak kilka dni temu przy wschodzącym, po paru dniach zachmurzenia, wczoraj przy zachodzącym słońcu odebrałem. I mam.
Martwi mnie trochę wieszczone przez premiera odmrażanie gospodarki. Wszystko wróci do normy? Wielka jest siła przyzwyczajenia, jak zauważył starożytny filozof. Ja się już do tej dziwnej wirusowej sytuacji zacząłem przyzwyczajać. Dopiero teraz, po przeszło roku zacząłem widzieć swoje szanse, jakieś możliwości. A tu amba. Otworzą siłownię, trzeba będzie wrócić na matę (a ręką boli), do kina, na randki, w koncerty, zdjąć maseczkę, znaczy przestać robić głupie miny niewidoczne dla innych…
Więc, co o tym myślisz?