Co robić w Ekstraklasie?

Długo się nie zastawałem co robić. Niby miałem co robić. Wiedziałem jednak, już rano, że jakby nie będę miał co robić. I już rano postanowiłem: pojadę do miasta, żeby zabić poczucie, że nie mam co robić. Postanowiłem już wcześniej, że pojadę. Zanim zacząłem nie mieć co robić. Ale skoro postanowiłem, że jadę, wypadało się określić, o której pojadę. Chociaż w przybliżeniu.To nigdy się dokładnie nie sprawdza. Jednak w niedzielę, kiedy autobus kursuje co 40 minut, łatwiej określić, potem łatwiej trafić zrealizować. Postanowiłem jechać po jedenastej, żeby będąc poza domem w godzinach południowych, wrócić po południu.

Tak, czasem wracam na drugi dzień, za dwa, trzy dni, cztery, tak też bywa, tego się nie da przewidzieć, ale dziś, przeczuwałem, zrobię ten spacer tylko i wrócę. Oczywiście chciałem wrócić jak najpóźniej, żeby popołudnie i wieczór były przyszły już zaraz i przeszły i spać. Jednak zacząłem nie mieć co robić już koło 9.30. Nie to, że nie miałem co robić, mogłem oglądać, czytać, pisać, gotować, jeść i pić, słuchać, układać, robić porządki, sprzątać, leżeć, brać leki, nie brać leków, patrzeć w okno, w sufit, na własne nogi, stopy, lustra nie mam, mam małe lustereczko w czerwonej ramce okrągłe, nic nie mówi, mało widać a i tak za dużo…

Chodzi o to, że jeśli już postanowiłem, że najbardziej nie będę miał co robić po jedenastej, to już po dziewiątej jakby czułem to ‘nie mienie co robienie’, więc zacząłem się niecierpliwić, już czułem, jak to jest nie mieć co robić, i choć na prawdę miałem co robić, to ten wyjazd, potem spacer, już zaplanowany, już mi świtał, grał i huczał, ale zwlekałem jak mogłem, po wiadomościach w radio o 10 już wiedziałem, bo podczas informacji, że umarło 13, sprawdziłem, że mam ósemkę 10.35, już wiedziałem, że tą pojadę, tylko ubrać się przebrać, a wszystko już wybrane wyjściowe i przygotowane, żeby mieć co robić zanim nie będę miał co robić postanowiłem jeszcze wybrać i naszykować co założę, i jeszcze tylko herbata, butelka z wodą, siku, defekacja po raz drugi (oj jadłem wczoraj, dużo jadłem, znów nadrabiam, czego nie dojadłem), talk do butów, koszulka, podwinąć spodnie, bo mimo tego że upał, jeszcze nie włożę krótkich, tylko długie bawełniane cienkie, które jednak należy podwinąć do kolan, żeby były krótsze, jeszcze koszulka już naszykowana, maska maseczka do kieszeni, okular na daszek czapki, która na głowę, włosy jeszcze mokre po myciu, włosy długie przydługie w pandemmi nie obcinane, torba, bo teczka, a tam papiery, muszą być papiery, choć formalnie nie żółte jeszcze, nie, niebieskiej karty ani tej wędkarskiej ani rowerowej nie ma, ale kto wie, nie raz wyszedłem pieszo a pojechałem na rowerze na ryby, jeszcze butelka wody do torby, upał, jeszcze gazeta, jeszcze perfuma, ludzie bywają delikatni jeśli chodzi o zapachy, oj bywają, i wychodzę. Słońce cisza i pusto na Meksyku.

Przy bloku pierwszym tylko od Wolanowskiej już o tej 10 robią grilla i piją i jedną pani mówi, że do tego mięsa, co będzie jadła właśnie, bo kolo jej daje grillowane, trzeba jej polać…

W planie miałem jechać. Jechać ósemką i wysiąść. Gdzie wysiąść? Skoro zależy mi na tym, zeby czas mijał i żeby wrócić jak najpóźniej, to jechać jak najdalej wydaje się oczywiste.

Ale gdzie jechać? Aż na Borki? Nie, za daleko – pomyślałem, choć trudno w to uwierzyć, pomyślałem, choć może lepiej powiedzieć, uknułem, że uknułem, że wysiądę gdzieś na piątego roku, przebiję się do parku na Plantach i tamtędy polezę do dworca, przysiadając na ławkach, patrząc na rodziców z dziećmi a szczególnie na mamy, i paląc.

Jeszcze zanim wyszedłem, zanim zacząłem nie mieć co robić a już czułem, jak to jest nie mieć co robić, wymyśliłem, że idąc przez jeden park do drugiego parku skąd miałem wziąć autobus powrotny, ileż można łazić bez celu, tylko po to, żeby nie zacząć nie mieć, nie zaznać, co to znaczy nie mieć co robić, mimo tego, że jest go robić, wymyśliłem, że zadzwonię i będę się kłócił o drugą dawkę Astry, bo minęły właśnie trzy tygodnie a mówią w radiu, że chętnych brak, więc zadzwoniłem, ale nie było co dyskutować, kazali jechać na miejsce pierwszego szczepienia i tam pytać, więc między jednym a drugim parkiem miałem właśnie ten punkt nie G, punkt S, jak szczepić osiągnąć, więc skończywszy penetrować pierwszy park P, jak Planty, poszedłem ulica dworcową, która nie wiedzieć czemu nazywa się egzotycznie Beliny Prażmowskiego, kto to był, nie wie nikt, może ktokolwiek widział, ten ktokolwiek wie, ja nie, i osiągnąłem punkt szczepień, gdzie trzy tygodnie temu powziąłem przyjąłem dostałem, a tam kartka papieru od wewnątrz i odręcznie napisane, że czynne od 15 godziny do 19, ciekawe dlaczego wtedy mnie kłuli koło południa.

Nie dotarłem do drugiego parku K jak Kościuszko, co on ma wspólnego ze mną i Radomiem nie wiem, wiem, że jak i ja raz był w Stanach, tyle że on dłużej i więcej nabroił, ja nie zdążyłem, tylko ulicą 25 czerwca (mojego roku, mój rocznik, tylko ja ze stycznia, a robotnicy wstali i nabroili latem już) doszedłem kawałek i potem odbiłem tak, że koło ZUSu, tego ZUSu osiągnąłem Żeromskiego (on też pisał?) I tam przystanek skąd i 10, i 5, i 1, wszystko w dobrą stronę żeby po kilku przystankach przesiąść się w 8, które zamierza z powrotem, a że niedziela i jeździ nieczęsto trzeba będzie się jeszcze przejść w tą i tamtą i nazad i zapalić choć tak gorąca, że się nie chce…

Wróciłem, jak za wcześnie wyszedłem tak za wcześnie wróciłem, zjadłem, trzy razy już zjadłem odkąd wróciłem, chorobliwie dużo jem, to chyba zdrowy objaw, będę oglądał Koronkę do miłosierdzia Bożego i czytał Grzesiuka, na większe i fikołki kontrasty nie mogę sobie pozwolić, no chyba że wezmę na uspokojenie, wtedy to jeszcze mam NIE z piątku niedoczytane oraz filozofię i myśl społeczną Kołakowskiego, o ten z Radomia, Radomiak w Ekstraklasie, kurwa, myślałem, kpili, że im się nie chce awansować, że cały skład wtedy do wymiany, nie wierzyłem, małej wiary że mnie bestia, ostrzegali, że jeszcze nie teraz. A przecież już żyłem byłem, jak Radomiaczek był na szczycie i nawet grał z Górnikiem, tym Górnikiem. Myślałem, że drugi raz nie dożyje…

0Shares