Sierść potrzebna od zaraz

Sierść potrzebna od zaraz

Z pamięcią u mnie rożnie, czasem zapominam to, co powiedziałem albo pomyślałem przed sekundą. Nie jestem pewien, trudno to wyczuć, ale zachodzi prawdopodobieństwo, że zapominam rzeczy, które mówię lub myślę już w chwili samego przemyśliwania czy gadania. Ale upały tego lata pamiętam. Leżałem ze złamaną nogą na tym samym materacu, na którym teraz pisze te słowa, leżałem w jakimś poważnym stopniu unieruchomiony, okno było otwarte, nie miałem wiatraka czy innego wentylatora – cierpiałem, nie tyle z bólu, co z powodu temperatury. Nie wiem, było trzydzieści, czterdzieści stopniu na tych moich siedemnastu metrach kwadratowych? Noga złamana była w pięcie. Pięta uszkodzona w wyniku niczego innego jak ewakuacji przez okno. Co prawda z parteru, nie wysoko jak na możliwości, jednak pośpiech i zaplątanie w firankę sprawiły, że skoczyłem bez odpowiedniego wyczucia, nie wiedząc, gdzie i kiedy będę lądował, kontakt z glebą nastąpił wiec dla stopy niespodziewanie, ułożyła się ona nie tak, jak by wypadało, pięta pierdolnęła w ziemię pierwsza, nie wytrzymała przeciążenia, złamała się kość pięty, iść się nie dało, ale trzeba było, pod oknem nie zamierzałem zostać, cała ewakuacja nie miała by wtedy sensu.

Gorąc był niemożebny. Jak mówię, do końca nie pamiętam, ale w smudze świadomości gdzieś mam zapisane, że były tego roku trzy fale upałów. Jest takie dziwne, ciekawe, nie wiem, czy ładne słowo – kanikuła. W starożytnym RzymieGrecji i Egipcie kojarzono ten okres z występującym wówczas równoczesnym wschodem Słońca i Syriusza (zwanego też w przenośni Kanikuła), najjaśniejszej gwiazdy gwiazdozbioru Psa. W tym czasie cesarz rzymski zarządzał organizowanie igrzysk. I igrzyska były. Igrzyska rozpaczy i pijaństwa, a też towarzyskości. Z okna skoczyłem w piątek, przed skokiem miałem już zamówioną taksówkę, Lechu czekał, ale musiałem się jakoś doczłapać te parędziesiąt metrów do miejsca spotkania. Dałem radę. Choć bolało. Wbrew logice nie pojechałem do szpitala. Wiedziałem że z nogą jest bardzo nie tete. Prawdę powiedziawszy, z obiema. Jedna bolała deko mniej. Miałem we krwi, a nie chciałem w szpitalu pokazywać się zadźgany. Przyjechaliśmy na Wolanowską, Lechu był tak dobry, że jeszcze przed odstawieniem mnie na kwadrat kupił kilka piw i zaraz leżałem na wzmiankowanym materacu.

Przez łikend przemieszczałem się w pokoju na czworaka. Na kolanach. Do kibla, do stołu kuchennego, do „garderoby”. Ból nie ustawał i w poniedziałek zdecydowałem się zorientować, w czym rzecz. Zadzwoniłem na pogotowie, przyjechali, zabrali na pokład, w karetce lekarz uczył młodą dziewczynę, która  była pielęgniarzem, jak zawiązywać bandaż na usztywnieniu nogi. W szpitalu prześwietlenie. Zdiagnozowane złamanie, gips, rekomendacje – zakaz chodzenia, leżenie z nogą podniesioną uniesioną. Owszem, czasem mnie ktoś podczas tego miesiąca odwiedzał, zrobił zakupy, ale nie codziennie, a jeść i pić chciało się cały czas, więc musiałem łazić. Diler z klatki obok dał mi kulę. Potem koleżanka zakupiła i przywiozła dwie. Jednak między bogiem a prawdą nie używałem. Jakoś chodziłem, starając się nie nadwyrężać pięty prawej nogi. Ale leżałem, a za oknem ukrop lał się nieba taki, że ani spać, ani oddychać, ani myśleć. Nie pamiętam jak to przetrwałem. Po miesiącu udałem się na nogach, bez kul na wizytę kontrolną z nadzieją, że zdejmą gips. Opieprzyli mnie, że przyszedłem na nogach i założyli kolejny gips jeszcze na miesiąc. Upały nie ustawały.

Teraz temperatury tylko delikatnie spadają poniżej zera, a ja cierpię z zimna. Imbir, cytryna, czosnek, gorące zupy i herbaty – pomagają tylko na chwilę. Jak wyjdę z domu i czekam na przystanku, że nie mam już oporów, przeklinam na głos, Do siebie ten ziąb przeklinam, kurwy i ja pieradolę pod nosem czas cały. Na chacie mam kaloryfer na prąd. Stary. Podarowany. W ciągu kilku sekund od włączenia robi się gorący jak te lipcowe dni. Pewnie ciągnie prąd. Śledzę doniesienia medialne. Więc rządzi mną strach. Wszelaki, ale też ten o rachunki. Więc zanim włączę, zastanowię się. Złotej Polskiej Jesieni nie pamiętam. Moje życie więc to gra w ciepło zimno. Nie znam jeszcze zasad. Uczę się.

Nie mam pieca na węgiel. Nie mam kominka. Nie mam pompy ciepła. Nie mam pieca na gaz. Palę tylko szlugi. Rząd w całej swej dobroci dofinansowuje dogrzewanie. Innym, nie mnie. Nie obejmują mnie dopłaty, pomoc, wsparcie. Wódkę odstawiłem, wiec łatwo rozgrzac się nie będzie. Kalesony czekają na większe mrozy. Ubrany „na cebulkę” idę po to warzywo do sklepu lokalnego, otwartego w niedzielę od ósmej rano. Jajka mam. Bedzie jajecnica. Może holesterol rozgrzewa?

0Shares