Rozkminić kminek
Wychodzę na tą słotę, na deszcz, na chłód, na brak słońca i stwierdzam mało odkrywczo, ale jednak z przekonaniem, że ludzie muszą być jakoś twardzi, żeby tak do tej roboty, do tych obowiązków, do tych swoich tajemnych spraw wychodzić z domu w takie okoliczności pogodowe i przyrody w ogóle. Z drugiej strony, to żaden wyczyn, trzeba lekko zacisnąć zęby i działać. A przecież można zostać w domu i olać. W większości znakomitej ludzie nie olewają, a jak olewają, różnie może być. Mogą coś stracić, mogą zyskać. Nie ma pewników.
Ludzie nie zasną na całą zimę, nie będą się hibernować. Jesteśmy zwierzętami, jednak wyjątkowymi. Podczas letniej kanikuły muszą też kombinować, jak się ochłodzić, w końcu kultura i normy społeczne. Także jesteśmy twardzi. Wrażliwi niemożebnie, podatni na dolegliwości, kruchość nas definiuje i frenetyczność. A jednak działający jesteśmy, przełamujący, wychodzący poza swoje leki i słabości. Dodatkowo my, tu, w Europie, w naszych czasach, przemilczając na chwilę kwestie wojny na Ukrainie, mamy względnie dobrze. Co maja powiedzieć Eskimosi, co mają powiedzieć obywatele afrykańskich krajów trzeciego świata, gdzie ekstremalne naprawdę warunki klimatyczne, gdzie często głód, niedostatek, bieda, strach? Łatwiej zmagać się z tymi przeszkodami jakże naturalnymi, ale przecież dolegliwymi, kiedy ma się dobre samopoczucie. Kto ma dziś dobre samopoczucie? Pewnie wielu, pewnie wielu nie ma. Te wszystkie choroby, zmartwienia, kace – wszystko stara się popsuć nam owo samopoczucie. I te ceny, i ta wojna, i ta sytuacja cała.
Mam dobre samopoczucie choćby dlatego, że obciąłem sobie w końcu włosy. To znaczy nie ja sobie obciąłem, Rynio mi obciął. W sylwestra podarował mi limo, bo kozaczyłem i dokuczałem, potem nawet fizycznie atakowałem w pijanym widzie, teraz kilka dni temu posiedziałem u niego w dobrej atmosferze, wspomniałem, że cierpię na przydługie włosy, zaraz zapowiedział, że będą postrzyżyny, że ma maszynkę. Chyba chciał mi zrobić małego psikusa myśląc, że będę żałował tej bujnej fryzury, tych dredów prawie, bo już od nieużywania grzebienia zaczęły się włosy długie kudłacić. A zrobił przysługę, czuje się świeżo i lekko, oczyszczony, mam nowe ciekawe rozpostarcie. Do fryzjera przez bez mała trzy lata było mi nie po drodze. Teraz pójdę, kiedy jestem łysy. Bo Rynio musiał, nie dał rady, poprosiłem go o pozostawienie ze dwóch centymetrów na czaszce, nie zostawił nic, na zero pojechał, na początku było dziwnie, ale teraz mam już ze dwa milimetry, jest dobrze. Pójdę teraz śmiało już do fryzjera i poproszę nie robiąc sobie jaj, tak, jakbym poszedł łysy, i poproszę, żeby cos z tych dwóch centymetrów zrobił, jakiś fryz… To nie beznadzieja, kofiur z dwóch milimetrów to wyzwanie!
Do tego robię kroki. Do tej pory robiłem cudze kroki. Znaczy z kimś łaziłem, a ktoś liczył, znaczy liczył telefon, znaczy aplikacja, ale ktoś mi mówił, ile przeleźliśmy. Teraz, instalując co innego, wyskoczyły mi te kroki i ściągnąłem na telefon. Łażę, ona liczy, ja sprawdzam. W przeszłości planowałem na dzień kilka aktywności, więcej, niż mogłem, byłem w stanie zrealizować. Zawsze zostawało to i owo na drugi dzień. Teraz, że liczę kroki, wykonuję wszystko co zaplanowane a nawet więcej, jak widzę drogę, idę nią – zawsze znajdzie się jakiś cel, kiedy już się idzie.
Boli mnie kolano, byłm na Gagarina w przychodni, mam ortopede na maj. Może do tej pory minie.
Więc, co o tym myślisz?