Alkohol i leki ratują moja wątrobę (przed emigracją)
Teraz?
Ty właśnie wracasz z Hiltona, gdzie robiłaś wywiad z wytwornymi paniami, do swojego nowego projektu robiłaś, bo robisz projekty, rzeczy poważne, rzeczy ważne, rzeczy odpowiedzialne, wymagające tak zwanej wiedzy, tak zwanych umiejętności
Ja wsiadam do osobowego, w osobowy zaraz wsiadam, jadę do stolicy, kierunkowo ku Tobie jadę, a nie do Ciebie jadę, jadę na Sobieskiego, bo tak już jeżdżę od miesięcy, długo jadę, godzinami dniami jadę, w mieście jestem minuty, bolą te minuty jak popsute zęby czy fałszywa przekłamana prognoza pogody
Ty mówisz, że ciepło, że ładna dziś pogoda (wtedy też było ładnie, nie było?), że się cieszysz mówisz, żeś zadowolona z tego ciepła, aż z tych słów, z tych maili Twoich radość i ciepło bije, ciepło obce mi już
Ja ganiam na Montanie od samego rana, załatwiam nic nie znaczące bezproduktywne sprawy, i gorąco mi, gorąco mi niezmiernie, a w kabanie, w kabanie, jak znam życie, z doświadczenia mojego wynika będzie bardziej gorąco, bo według nich jeszcze zima, więc będą grzać, będzie ukrop, żar, a Tobie ciepło
Ty pokiblujesz dziś w swojej ciągle nowej jakoś pracy trochę dłużej, potem relaks, muzyka, koncerty, drinki, ocieranie się ciał a może dziki seks, a może nie dziki seks z przygodnie spotkanym lanserem hipsterem, seks mało satysfakcjonujący, ale zawsze,
o biedni samotni?.
Ja dziś spędzę cały pieprzony dzień w pociągach autobusach tramwajach i przed północą wrócę do nory, gdzie będzie grał telewizor, nie dla mnie, spędzę dzień w relacji i z powrotem, w autobusie 422 komunikacji miejskiej stołecznej, będę nie u siebie, choć tak bardzo u siebie, będę bez Ciebie. Nietutejszy. Z pijakami będę milczał, z pijakami pomilczę.
Więc trochę nas dzieli, różni?.
A kiedyś? Kiedy razem??
Kiedyś przeszkadzało nam jedynie natrętne kapanie wody w kuchennego kranu, zlewu, tyle, że mnie mniej przeszkadzało, buczenie lodówki mi też mniej przeszkadzało, znaczy zawsze byłaś bardziej wyczulona na dzięki, zawsze miałaś lepszy słuch, i nogi.
Kiedyś przeszkadzało poranne wstające nagle światło mocne, instalowało się, słońce się instalowało i stało mocno i jasno, nie było zasłonek na Ateńskiej, i na Środkowej bywało gorąco, bywało nieznośnie ciepło, i to przeszkadzało, choć wymuszało nagość, która akurat nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie?
Kiedyś mróz przeszkadzał, kiedy jeszcze na odległość, choć już razem, kiedy zlatywałem z czeskiej Pragi w tę warszawską, z baru u Cipu w czeskiej Pradze do baru Łysy Pingwin zlatywałem, a mrozy były minus 40, a my spacerowaliśmy, i byliśmy szczęśliwi. Szczęśliwi?
Kiedyś, zdarzało się brakowało pieniędzy, brakowało pracy, brakowało nadziei, obojgu ? zaradziliśmy!
A teraz!?
Teraz oboje mamy prowadzimy własne firmy działalności mamy i działamy, ale bardzo różnie inaczej działamy, to znaczy Ty działasz, ja nie działam.
Przedsiębiorstwo jednoosobowa działalność mikro przedsiębiorstwo
Ty niebawem dzięki temu weźmiesz kredyt na mieszkanie własne wymarzone w Wilanowie.
Mnie wsadzą!
Ja generuję długi, problemy i porażki
Ty błyszczysz, sukces goni sukces, i tylko jesteś sama, razem błyszczeliśmy jaśniej?
Jesteś sama w tłumie swoich bardzo bardzo bardzo dobrych znajomych
Mnie będę ścigały psy wściekłe i muchy końsko trojańskie, będę się wił i wył i przetrwam jak przetrwałem
A kiedyś?
Kiedyś odległość trzech tysięcy mil morskich i lądowych nas dzieliła, a bardziej nawet łączyła, i kiedy szłaś do knajpy albo na cyklówkę kurewską Cię słali z korporacji, odległości zmieniały się, to zwiększały, to zmniejszały, ale te fluktuacje odległościowe przerażały mnie, międzykontynentalna zazdrość się rodziła jak potwór, i ta zmiana odległości na odległość mi przeszkadzała, odległość mi przeszkadzała na odległość, i nawet Twoje bardzo bardzo bardzo dobre towarzystwo mi przeszkadzało. Na odległość. Wy, wszyscy tacy bardzo bardzo bardzo warszawscy: Radom, Otwock, Kaczki Górne, Ząbki, Zalesie Dolne, Warszawiacy?
A teraz?
A teraz kwiaty kwitnąć powinny już, niby powinny, coś też rośnie, rozkwita, ptaki liście zwierzęta pełzające i latające, ptaki, które niby lecą a mnie to wszystko mniej bawi, mniej mi się to wszystko podoba, mniej to wszystko czuję.
Twoje gibkie gąbczaste ciało chłonie pewnie każdą cząstkę tego rozkwitu, tego ożywienia, i Ciebie to naprawdę kręci, Ty się potrafisz jeszcze radować, ja już nie?
Twoje ciało jest ciepłe ciepłem słonecznym, pewnie już trochę opalenizny złapałaś, i te piegi, piegi znikną kiedy przypomnisz sobie, że słońce też Cię opuści, jak mnie opuściło już tyle słońc.
Ty tę wiosnę czy jeszcze nie wiosnę czy już nie wiosnę chłoń. A mnie ona czy nie ona mnie ona teraz przeszkadza, drażni mnie to ożywienie, rozkwit, negliż i ogólna spontaniczna głupawka. Przeszkadza mi jak ta szorstkość złowieszcza porwanych połatanych siedzeń w radomskich autobusach, jak nieprzyjemny kierowca, nieprzyjemny nieprzyjazny kurwa kierowca, który nie przepuszcza, który utrudnia?I to mi się mało podoba.
A kiedyś?
Kiedyś widywałaś mnie co dzień. I to starczało, mnie i Tobie. Nawet jak myślałaś o swoich bardzo bardzo bardzo dobrych znajomych czy wyjściu z nimi w miasto, widziałaś mnie, nawet jak patrzyłaś na X-factor, widziałaś kątem oka mnie, widziałaś mnie, jak oglądaliśmy ?przyjaciół?, to widzieliśmy się, śmiejących, widziałaś mnie, bo się kręciłem, ja widziałem Ciebie, bo się kręciłaś ponętnie, potem zadzwoniłaś i powiedziałaś „żegnam” (nie lepiej było do widzenia?), i posłuchałem, straciłaś mnie z oczu, nie widząc, nie mając na widoku, zapomniałaś, straciłaś obraz, wymazałaś z pamięci. I dlatego jest jak jest, znaczy nie ma nic?.
A mnie należy widzieć, czuć mnie trzeba, mnie nie ma, jak mnie nie ma. Tylko patrząc, tylko słuchając można być ze mną , uwierzyć, docenić, być dumną!
Kiedy zobaczysz poczujesz mnie, kiedy? Wtedy, jestem spokojny, nastąpi odrodzenie, tylko niech do tego dojdzie, jakimikolwiek ścieżkami.
Kiedyś na stacji w Dobieszynie leżały sterty drewna całe lasy ścięte kilometry metrów sześciennych drewna w balach leżało, teraz jest parking, samochody stoją, dużo samochodów, mniej niż kiedyś drewna, ale różnica się w nawet moje otępiałe oko rzuca. Dożo aut.
I teraz jadę do warszawy, jadę po raz setny nie do Ciebie, jadę lecę do stolicy po raz nie wiem który tysięczny, ale i tym razem nie do Ciebie, bo gdzie Ty? Kim Ty? Jak Ty? Jadę do stolicy gdzie jesteś, jadę do stolicy bez Ciebie, i widzę bażanty, nawet ładne, małe w poszyciu, ale nie cieszy mnie to jakoś?
A pojechałbym z Tobą do Sielanki, Sielanka jest nad Pilicą i widzę ją przez okno w kabanie, i widzę naszą sielankę, w wyobraźni ją widzę, chciałbym spędzić z tobą jakąkolwiek sielankę, nad którąkolwiek z rzek, czy strumyków?
A teraz?
I co teraz?
WD 17.04.2012
Więc, co o tym myślisz?