nic specjalnego, ale…

Nic specjalnego, poza?

 

Jednego pana zmienił drugi i obaj wykonali razem kilka telefonów. Nic. Ale szło jakby i miało iść. Do jakiegoś kompromisu szło. Czy dojdzie, myślałem. Czas grzązł wartko. Ciemna już noc. Nikt nic nie wie o moim nawiedzeniu. A ja wiem jeszcze mniej.

Właśnie teraz, czy wcześniej już, a może później: Uświadomiłem sobie, że przecież dostałem drugie życie. Nie że w tym momencie, tym razem. Wtedy, kiedy poleciałem z okna i trafiłem głową w żeliwny kanał. Powinienem nie żyć. Nie żyłem. Miesiąc na intensywnej. Ale ożyłem. Ku uciesze starych. Mam nadzieję, że nie tylko starych. Mam nadzieje, że było po co. Że obudzić się. Szybko doszedłem do formy ? sport i w młodym ciele młode bydle. Dobre dziecko. Ale co dalej. Dostałem drugie życie. Nie wiem czy to istotne, czy to nie przesada, że później dostałem i trzecie. I czwarte, być może teraz kolejne. Ile ich było, nie liczyłem. Mogłem zejść nie raz, albo wejść gdzie nie trzeba. I żeby teraz z tego nie skorzystać? Nie wiem. Walić to.

Szkolne lata. Spadłem a pies wychowawczyni z plastyka, pani sztuki historyczki, lizał literalnie moją krew, z chodnika, na podwórku kamienicy na Żeromce – co było powszechnie komentowane i wspominane jako hit roku.

Było tom krótko po tym, jak dostałem pół nowe życie z krótkimi włosami obciętymi w wyniku brutalnej (pierwszej w życiu) napaści dwóch idiotów na mnie dziecko w środku nocy. Opitolili mnie ręczną maszynką, a że włos gęsty był, nie szło, i kazali mi się modlić, żeby poszło, bo jak nie, podpalą, i jako żywa pochodnia pobiegnę na chatę i tam albo zaczadzieję albo zgasnę.

Spadłem, bo chlałem jak chlałem, a chlałem jak chlałem tym razem z powodu rozstania, jakże by inaczej. Pierwszego tak poważnego ?zerwania?. Jestem zerwany z powodu picia i pije z powodu zerwania.  Nic nowego. Jeśli porzucenie nastolatka może być dolegliwe. Nic nie jest tak tragiczne jak porzucony nastolatek i to co czuje. Porzucony czterdziestolatek czuje inaczej. Ale jak chleje, czuje podobnie.

Byłbym nawet w stanie pójść w taki banał, że każdy kurwa dzień przynosi mi nowe życie, ale nie cieszy mnie to specjalnie, i nie dlatego, że każdy dzień przynosi mi obecnie nowe życie, polegające na wyrzucaniu syfu po gościach hotelowych i ?ogarnianiu? ich kibli, łazienek i kuchni, i nie dlatego, że co miesiąc będę kupował sobie nowy telefon czwartej generacji, nie dlatego, że co dwa tygodnie nabywał będę nowy fancy łach, który polubię na pierwszy rzut oka i nie zasnę aż do momentu, gdy go ?posiądę?, i nie dlatego, że będę żarł dobrze ale mniej, nie dlatego, że będzie mi dobrze pijąc kilka kaw dziennie, paląc niezły tytoń, w dość dobrym towarzystwie, i nie dlatego, że mimo wiatru i chłodu jakoś mi ciepło i beztrosko, ale dlatego, że nie chcę iść w banał, chce iść w powagę, wesołą powagę, poważny zgryw, a nie idę.

Nie cieszę się i cieszę, bo chciałbym rzeczy niby niemożliwych, które muszą być możliwe, bo gdyby nie były, to wszystko straciło by jakikolwiek sens.

Szkodą będzie wszeteczną, jeśli się nie zrobi jeszcze tego i owego. Jest na to szansa. Szansa jest. Zrobi się? Się będzie próbować. A co?

Na razie idę. Idę za szefem ochrony i on mnie prowadzi do miejsca,  gdzie mam się w końcu przespać. Do hotelu. Do pokoju dla gości. Jest za późno i nikt nic nie wie, więc nie ulokują mnie w szaleju shedzie dla pracujących tu. Dla pracującej tu zgrai kolorowej kosmopolitycznej hołoty.

Spałem jak król, znaczy angielska klasa średnia. Telewizor grał ku mojej uciesze a ja śniłem o tym, co na ekranie. Bo słyszałem. A że słuch wyczulony na język, śniłem po angielsku sny telewizyjne.

Piłem nocną herbatę i jadłem tanie zupy chińskie.

Rano słyszałem i widziałem ludzi, którzy istnieli. Szli przechodzili. Mówili. A ja leżałem. Nie wiedziałem, gdzie jestem i po co. Co będę robił? Z kim gdzie jak? Czy dobrze? Czy z przyjemnością. Czy z entuzjazmem, czy raczej niechętnie.

Będę biegał. Będę pracował i zarabiał niezłe  pieniądze. Będę się ?wczuwał? w nową rzeczywistość i cieszył się ze zmiany przez duże ?Z?. Będę żył. Gówno prawda. Jestem chwilami zniesmaczony. Pracuję, ale mnie to męczy. Palę i walę kawy w ilościach za dużych. Mało czasu mam dla siebie. Żyje porankami, które zmieniają się w dni jak inne dni. Wieczorami nie jem. Mało ciszy.

Przyjechałem tu nie wiem na ile, nie wiem po co, i nie wiem jak długo zostanę. Na razie nie dzieję się nic specjalnego.

0Shares