Super Pelikan

Super Pelikan

 

Z nieczystej bo wścibskiej a i interesownej (chcę kupić) ciekawości, spytałem siostrę, co jej mały niemały już chłopak chciałby dostać w prezencie od wujka. Wujka, który przyjedzie niebawem zza granicy. I padła odpowiedź.

Wcześniej sam chciałem wymyślić, co to może być.

Era prezentów, które dostawałem ja sam ? bezpowrotnie, wydaje się, minęła. Teraz  powinienem obdarowywać innych. Co dostawałem? Otóż pierwsze co do głowy przychodzi, to zwykłe: nie wiem! Nie pamiętam! Za dawno. Zbyt wiele lat minęło. Zbyt wiele latorośli narodziło się od tego czasu i to one przez lata są obdarowywane. Nie wiedziałbym i nie pamiętał, co dostawałem ja, gdyby nie to, że jest Facebook. Jest facebook, i tam ja siebie poznaję od nowa. Ja poznaje swoje nowe twarze. Nowe wcielenia i przeszłość swoją poznaję. A poznaję też na nowo swoich znajomych, którzy dawno przestali być moimi znajomymi. Oni mi się okazują co raz nowi, inni. Niby wczorajsi, jak powinno być, ale jacyś jednak dzisiejsi. Więc obcy. I oto z tego właśnie źródła moja nowa świeża pamięć. Już teraz wiem, co dostawałem w prezencie jako pachole. Przypomniano mi w sentymentalnych nostalgicznych bardzo społecznościowych wpisach, że dostawałem rowery, a szczególnie rowery Wigry numer trzy. No, ja pamiętam (moja pamięć jakby nagle ożyła) model o nazwie Pelikan, ale niech będzie ten Wigry, oczywiście też już pamiętam. I że jeszcze zegarki się dostawało. O tak! Moja ożywiona pamięć podpowiada mi, że dostawałem, z melodyjkami i światełkami. Zegarki podświetlane. Tak.

Więc rower czy zegarek?? kombinuję. A może prezent inny, na przykład coś, co moje życie zmieniło w stopniu różnym lub nawet większym niż gubione namiętnie zegarki z bajerami czy kradzione na codzie przez miejscowych Cyganów rowery. Na przykład taki aparat fotograficzny? Kamera filmowa? A może cos bardziej użytkowego? Telefonik? Breloczek do kluczy z melodyjką? Zestaw głośniutko grający? Komplet płyt z muzyczką klasyczną? Sam już nie wiem?

Ale oto siostra wyjaśniła mi w kilku słowy, że jeśli chodzi o jej małego, to powinno być coś związanego ze Spidermanem. Proste? Proste. Młody chce! co tam chce, on myśli, ech, co tam myśli, on wie, że jest Spidermanem i gadżetów odzwierciedlających ten stan rzeczy pragnie. Potrzebuję nieustannie ową tezę udowadniać. Otaczać się, jak to superbohater ? super przedmiotami.

Kupię coś w tym stylu?

Wczoraj kupiłem zeszyt żeby pisać dziennik. I myślałem że kupuje za funta koło, okazało się, że przy kasie wybiło ponad trzy. Cóż było robić, kupiłem. Będę pisał. Czasem. Ale ile tych intymnych wynurzeń, osobistych wynaturzeń, sekretnych deklaracji, ekshibicjonistycznych elaboracji?! I gdzie jeszcze? Na blogu, do gazety, w opowiadaniach, jeszcze tu? Jeszcze na papierze długopisem (dobrze, że nie piórem)?

Nie kupiłem jeszcze kalendarza, nazywanego przez niektórych kapownikiem. Na rok przyszły. Ta maniera, to przyzwyczajenie planowania zapisywania konkretnych zadań na konkretne dni pozostanie mi już chyba na zawsze. Czułbym się raczej uboższy nie posiadając tego notatnika marzeń niespełnionych, tego organizatora czasu mało rzeczywistego, upośledzonego domniemaniem przyszłości. A przecież każdy mój dzień wielkiej jest wagi!

Nawet zacząłem w tym zeszycie pisać, niby ten dziennik. Ale przestałem, bo myjąc kieliszek przeciąłem sobie palec szkłem i myślałem, że umieram. Super śmiercią umieram. Krwawiło, ale bez przesady, bez przesady. Założyli mi opatrunek i w tym wypadku od razu wypatrzyłem szanse żeby zwolnić się z pracy i nic już nie robić tego dnia. Jednak nie poszło tak gładko. Powiedziano mi, że jak chce pracować, powinienem ?ignorować? takie zajścia i tyrać dalej. ?faszyzm!? ? pomyślałem i pracowałem dalej. Wiele jestem w stanie z siebie przecież wykrzesać!

Więc zeszyt leży, drugi już, setny w życiu zaczęty.

Wielką przyjemnością jest widzieć, jak sam przeobrażasz się w super bohatera. Otóż z moich zapisków wynika że tak właśnie się dzieję. Moja intymna pisanina krzyczy, że wszystko właśnie do tego prowadzi. Nad pod i pomiędzy wierszami dzienników moich uczuć i uczynków, jak byk, jak kobyła na polu stoi, że wszelkie moje wrażliwości i czułe punkty, moje słabości i dolegliwości duszy i ciała mojego wołają, iż w superbohatera się zmieniam. W spider czy może inne bydle odzwierzęce zachodzi metamorfoza. I ja to czuje! I ja to podejrzewałem!

Tyle z pisaniny. A życie jak to życie ? weryfikuję.

Jest dwóch gości: Neal, wiekiem zbliżający się pod czterdziestkę, oraz Bart, połowę młodszy. I jestem ja, wedle mojego mniemania, sytuujący się gdzieś po środku. I oni grają w gry na Xboksie (jeszcze niedawno nie wiele to dla mnie znaczyło) i oni oglądają najnowszą wersję przygód Spidermana z przejęciem i podnieceniem. (jeśli chodzi o kino, namiętności mi znane, ale na inne płaszczyzny, że tak powiem, archaicznie, celuloidowej taśmy kierowane, w inne rejony).

I jestem ja, który w sobie super bohatera właśnie odkrywa. Bo i przygód bez liku, i brawura, i wielkie uczucia, i ratowanie ludzkości, i porażki dotliwie z których się wychodzi i blizny i dzieciństwo skomplikowane, porywy namiętności, wszelkie wyjątkowe zdolności, dobre geny, odpowiedni przyjaciele, którzy wesprą, gdy siły zła przechylają szale; jakieś nadprzyrodzone moce, wiara w dobro zwyciężające zło, czy też odwrotnie ? słowem wszystko..

I są oni, ci moi dwaj, którzy sobie spokojnie na sofach siedzą i grają. I zapraszają do gry w FIFA 12 czy innego Army of Two, mnie, cichego bohatera, który wszystko umie lepiej i wie więcej, czuje bardziej. I ja siadam z nimi do gry i pomimo szczerych chęci nie potrafię opanować ośmiu przycisków na tych ichnich padach. I czar pryska. I oni się pytają, gdzie ja byłem, jak ludzie wymyślili konsole do gry, które istnieją na świecie od przeszło dwudziestu lat. I ja nie wiem co odpowiedzieć. Bo przeszłość moja jako super bohatera raz tajemnicą jest owiana, dwa, bardzo intymna to rzecz, trzy, jeszcze nie czas żeby książki o mnie pisać czy filmy dla dzieci robić.

Ale odpowiadam pokrętnie jakoś, i nic z tego nie wynika, i oni wiedzą już, że to swego rodzaju hibernacja była.

0Shares