Jem konie. Na to wyszło. Okazało się także, że moja potrzeba ojcostwa zrealizowała się w przewrotny sposób. Kiedyś Doro chciała strasznie mieć psa, więc szybko przygarnęliśmy kota. Później był pies, ale krótko. Nigdy nie chciałem mieć dzieci, a wtedy, kiedy chciałem, miałem koty, albo sklep za rogiem gdzie nawet na krechę dawali. Teraz, poza tym, że jem konie, mam też dzieci i dbam o nie. Mam też zwierzęta. Jak zwykle koty, tym razem jednak większe. Dzieci mam popieprzone więc wymagają szczególnie troskliwej opieki. Troskliwej w tym samy stopniu co profesjonalnej. Więc sam nie podołam. Widuję je rzadko i tylko w telewizji. Nie zakłócają mojego pozornego spokoju, jedynie kiedy przychodzi płacić, chwilę myślę o ich nędznym losie i o tym, że nie powinno ich być na świecie. Ale mają się lepiej, może nawet dobrze, dzięki mojemu wsparciu. Koty mają się słabo, podobnie jak moje niedźwiedzie. Ledwo co przetrwały. Ledwo co wywinęły się całkowitej eksterminacji. Jako gatunek. Jest ich parę sztuk na świecie. W tym parka moich. Niedźwiedź biały Polarny i Tygrys Bengalski. Tak więc oprócz długów, wyroków sądowych, byłych dziewczyn, alkoholizmu, szeregu zaniedbywanych talentów oraz urojonych schorzeń, szalonej przeszłości, poetyckiej teraźniejszości i niepewnej przyszłości, dorobiłem się w końcu trzody i dzieci. Latorośl moja jest w traumie i telepie ją z zimna. Progenitura moja rezyduje na wyspie, inna w Syrii. Nieźle mnie rozrzuciło. Te w szoku po przebytej traumie kosztują mnie pięć funcików miesięcznie. Koce dla tych w Azji jedynie trzy. Tygrys i niedźwiedź biorą po dychu. Sam nie wiem dlaczego właśnie teraz zdecydowałem się na te dziwaczne adopcje. Znaczy wiem. Poza tym ze chory i dość ograniczony umysłowo jestem też arcy nie asertywny. Asertywność zero. Inni pija, ja pije. W telewizorze pokazują wychłodzone czy psychicznie nie domagające dzieci i podają numery kont oraz telefony – dzwonie i płacę. Czy poprawia mi to samopoczucie? Może powinno, ale jest wręcz przeciwnie. Jako że nie zarabiam kroci, muszę liczyć każdą stówkę, a stówka się kurczy na początku każdego miesiąca. Bo to nie tylko bachory, nie tylko dziki zwierz, ale jeszcze kurwa lasy tropikalne, jeszcze efekt cieplarniany, jeszcze woda pitna w sercu spieczonego słońcem czarnego lądu. Jem konie. Jem konie w procentach. Jem konie w procentach w jakich występują w wołu. Ile konia w wołowinie? Różnie. Od trzech do stu procent. W lazaniii, w hamburgerze. Zaopatruje się w Tesco a tam koń w mrożonkach stoi jak chuj o świcie. Zjadam więc konie przynajmniej dwa razy w tygodniu. Nie ważne: wyścigowego, pociągowego z pola, hodowanego na konkursy piękności, klasycznego araba, zimnokrwistego fryzyjskiego czy pełnej krwi angielskiej. Może być nawet być mały konik polski. Ważne że koń. Żyję przeszłością, jem konie, karmię dzikie koty i rezolutne niedźwiadki. Okrywam kocem wyziębione ofiary konfliktu zbrojnego w Syrii. Nie wiem, czy koc miły, czy ciepły, czy wygodny. Ale koc to koc, ważne że jest, jak go nie ma, w telewizorze pojawiają się twarze dzieci których nie powinno być na świecie, a są, i ja nie mam na to wpływu. Mam wpływ na koc i na swojego tygrysa.
Jestem w kurwe samotny i doceniam, kiedy czasem dzwoni do mnie Syria czy Greenpeace – tyle ze zawsze czegoś chcą. Chcą zawsze więcej.
Dostaję co miesiąc raporty o tym, jak się miewa mój niedźwiedź i dlaczego moje parę funtów ratuję jego białą owłosioną dupę. Dostaje broszurki na których las tropikalny rośnie szybciej niż jest wycinany. Dostaje zdjęcia uśmiechniętych dzieci, które przybrudzone na twarzy radują się z kawałka ciepła z koca, czy strawy w gębie. Nie poprawia mi to humoru, inny mam system wartości, inne powody do dumy, czego innego szukam, na co innego czekam. Jem konie, dokarmiam i chronię rzadki zwierz tysiące kilometrów stad i to nie na pewno. Roztaczam opiekę nad małolatami, które trochę moje. Dziewczynki o wielkich czarnych oczach, chłopcy szpiczastych uszach. Nie mam na tyle energii i woli, żeby się z tego wszystkiego wycofać. Po prostu mi się nie chce. Tak jak zachciało mi się to wszystko na siebie wziąć, tak mi się nie chce zrzucić.
Więc, co o tym myślisz?