Sen szpitalny 1

Miałem sen, że śpię w piaskownicy. Leżę na plechach koleżki punkrokowca. On ma wielkiego pachoła a i jego znajomi przysypani lekko paskiem i śpiący obok też galante irokezy. Byliśmy w obcym, nieznanym mi mieście. Obudziliśmy się i szliśmy. Idąc zacząłem wyjmować sobie z ust najróżniejsze przedmioty: piach, kamienie, jakieś gumy, kawałki węgla, w końcu kulki, różnego rodzaju i wielkości kule. Później te kule zaczęły łączyć się w konstrukcje. Za pomocą kabli i drutów tworzyły coś na wzór symboli budowy pierwiastków, galaktyk, konstelacji gwiezdnych. Jednak wyjmowanie tego wszystkiego z ust nie było najprzyjemniejsze, czułem głęboki dyskomfort i obrzydzenie.
Towarzystwo czekało na mnie na dziedzińcu jakiegoś uniwersytetu, szkoły. Było tłoczno. Podchodziłem ochoczo i na moje spotkanie pojawiła się dziewczyna z dzieckiem na rękach. Dziecko wygodnie spoczywało w specjalnie ułożonej wielkiej kolorowej chuście. Powiedziała do mnie: wierzymy w ciebie, wiemy, ze pomożesz, jak już ona przyjdzie, my na niego czekamy, jak on przyjdzie. A ja na to: ale co, na kogo, na Chrystusa?

0Shares