Bilans. Mijają trzy miesiące. Co się stało? 30 czerwca się poszło na piwo, pierwszego lipca,na straszliwym kacu (jakżeby inaczej) się odebrało telefon, że się jest personanon grata na Ateńskiej w Warszawie. Rozstanie jakby jakby jakby z nikąd. Bez mediatora. Konsekwencje huraganowe.
Zostałem pognany za nadużywanie alkoholu (zawsze jak zdarzyło mi się nadużyć, prosiłem, z trwogą patrząc w coraz wyraźniejszą przyszłość, a na jej akurat obliczu ona się ta przyszłość czasem wizualizowała złowieszczo, prawiłem w te słowa: jak mi się przydarzy jeszcze raz nadużyć, nie pognaj mnie czasem, przynajmniej nie w tymroku, wiesz, projekt, dotacja, muszę być w Warszawie, kocham Cię, chcę być zTobą). Odpowiedź padała niezmiennie ta sama: przecież cię nie pognam. Więc ? z tej, ale i z innych, oczywistych przyczyn, choć prosiła błagala żebym nie nadużywał ?nadużywałem. Chlałem na ziemi stacjonarnie i chodząc, w pociągach samolotach, kolejkach szynowych i linowych. W ciągu dwóch tygodni podpijałem i w okolicach Radomiaka, i Legii i Wembley. Przepijałem pieniądze swoje i mniej swoje. Podlatywałem podpity, waliłem dalej pod osiedlowym sklepem (niepasteryzowane karpackie ? za radą taksiarza), lżyłem i zwymyślałem. Potem przepraszałem. Miał powód żeby pognać? Miała.
Bezpośrednią przyczyną pognania także było nadużycie- jedno jakby razowe. Nadużyłem jednorazowo, bo się zniecierpliwiłem, a także czułem zaniedbany. Powiecie: ?każdy powód jest dobry?. I macie racie, każdy. Ten był jednak tego szczególnego dnia najlepszy, choć jedyny.
Nadużyłem jednorazowo wychodząc z rowerem na piwo. Oczekiwałem wcześniej powrotu towarzyszki dni najlepszych, wprawdzie wygodnie i przed telewizorem, ale do wygód jestem przyzwyczajony, a w telewizji akurat nic ciekawego nie było. Jak człowiek jest zniecierpliwiony, rozdrażniony i czuje się cholernie samotny,nigdy nie ma nic ciekawego telewizji. Oczekiwałem o umówionej godzinie, dwie później, trzy, dwa razy dzwoniłem na fochu. W końcu zaprosiłem swoją rakietę ipojechaliśmy na Rondo Waszyngtona na browar. Tam nas zaniosło. Tam dobra perspektywa. Ogródek, obok sklep, jeśli ktoś pali, polecam. Palnąłem dwa. Potem obserwowałem autobus, w którym była Ona. Jeszcze rozmawialiśmy. Jeszcze para. Zust szła.
Wróciliśmy, w tym samym, późnym już, czasie, we troje: Sia (tym razem ona na fochu), rakieta orazja. Sia tak już została (czy już wiedziała?), rakieta na balkon, ja w miasto. Choć nie wiem tak naprawdę po co, w miasto. Choć do dziś się dziwie w jakim celu i dlaczego, jednak w miasto. Tam wiadomo, Nowy świat, Foksal, jakieś knajpy po bramach. Jeszcze teraz się zastanawiam, po co? Co się stało, to się?
Co się stało rano, a raczej koło południa dnia następnego, już powiedziałem. Telefon zprośbą o opuszczenie. Nie zgodziłem się. Dlaczegoż miałbym?! Kategorycznie odmówiłem. A co? Był jeszcze jeden telefon. Oba dały mi do myślenia na tyle, że postanowiłem: idę do sklepu! Po powrocie ze sklepu, względnie ustabilizowany, nastawiony bardziej koncyliacyjnie, uznałem, że może dam się pognać, może pognanie mi się należy,może z pognania coś wyniknie, może pognanie jest nieuniknione, może nie ma co pognania zaniechać, może jest sens pognanie wcielić w życie. Wahałem się,owszem. Jednak uległem nakazowi i zarazem pokusie pognania.
Pakowanko pobieżne,sklep, (autobus, jeszcze autobus) pociąg.
W wagonie kolega;dobry omen! ? myślę. Już zaraz kolega? A przecież pognanie, na tym etapie, oznaczało jedno: kolegów. Czyli to, czego nie miałem na porządku dziennym.Czego nie miałem na porządku dziennym od lat, czyli to, co miałem czasem odświęta. Koncepcja pognania jako swojego rodzaju obrządku, żeby nie powiedzieć rytuału.
Zawsze perwersyjnie, ale lepiej tak, niżwcale. Koleżeński ze mnie gość, muszę przyznać. Obietnica kolegów mnie do akceptacji pognania skłoniła. Spotkanie kolegów spełniło się szybciej, niż myślałem, już w kabanie. To w dodatku normalny był kolega. Z tych dalszych, ztych co nie musimy od razu padać sobie w ramiona i iść na wódkę. Zwyczajnie uprzejmie pogadaliśmy. I tylko ja spożywałem.
Ten drugi typspotkany został już zaraz. Po wylądowaniu na berzie w Radomiu czekał Lesze ktaksiarz. Zapytał: do biura? ? do biura. ? się odpowiedziało i zaraz byłem pod Salbatronem. Zaczęło się. I jest dynamicznie. I ciekawie jest. Bo różnie bywa…
koniec cz 1
2 komentarze
Więc, co o tym myślisz?
Niepasteryzowane Karpackie!?? Lwówek zdecydowanie lepszy!!
czekam na dalszy ciąg historii którą znam, ciekawe czy w …
… istocie znam…..